piątek, 13 marca 2015

Z pamiętnika dziewczyny z Lotnika #1


... czyli moje nowe "drugie" życie.



W końcu zebrałam się do napisania notki o tym, jak od początku września zmieniło się moje życie. Jak już wiecie jestem uczennicą, moim zdaniem nietypowego, liceum- Liceum Lotniczego.  



Skąd wziął się u mnie pomysł na tę szkołę?
  Mój Tata jest wojskowym, od małego ciągnęło mnie do munduru, do wojska. Dwa lata temu pojechałam z rodzinką na Air Show i zafascynowana podziwiałam podniebne akrobacje. Wtedy właśnie pojawiła się z tylu głowy myśl.. A może to jest to? Może w przyszłości trafię do wojska i będę latać? Wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu tego liceum. Powiedział mi o nim dopiero Tata, a po rozmowie z rodzicami podjęliśmy decyzję, że będę próbowała się dostać. Na sam początek wzięłam się ostro do nauki, bo rocznie przyjmowane jest tylko 5 najlepszych dziewczyn, które złożą papiery i przejdą badania. Potem w maju wspomniane badania w Warszawie... Nie nastawiałam się, że je przejdę, żeby się nie rozczarować, a kiedy na karcie pojawiały się kolejne pieczątki "ZDOLNA" nie wierzyłam. Wchodząc do ostatniego gabinetu modliłam się tylko żeby chirurg nie wykrył niczego na rezonansie. A kiedy postawił tą ostatnią wyczekiwaną pieczątkę... miałam ochotę wrzeszczeć z radości! :) Potem pozostawało już tylko czekanie i to mnie dobijało, bo już nic nie mogłam zrobić. Egzamin gimnazjalny napisany, badania przeszłam.. czekanie do 3 lipca na listę przyjętych kandydatów do klasy I OLL.
  A kiedy zobaczyłam swoje nazwisko... razem z mamą krzyczałam na całe gardło i nie wierzyłam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo zmieni się moje życie i jak bardzo będzie mi się ono podobało.  

Przyszedł 31 sierpnia- tego dnia mieliśmy się wszyscy stawić w nowej szkole. Spotkanie na auli z Dyrektorem liceum, następnie testy językowe, aby podzielić nas na grupy w zależności od poziomu zaawansowania. Zakwaterowanie- chłopcom zeszło się dłużej, a my dziewczyny od razu zostałyśmy "wrzucone" do pokoju, który czekał na nas od odejścia poprzednich dziewczyn.  
1 września. Pobudka 6.00, ubieramy się z dziewczynami lecimy na piętro do chłopaków i razem z nimi na stołówkę. 7.45 zbiórka przed internatem "pierwszaki" jeszcze w swoich "cywilnych" ubraniach, chłopaki w graniakach, my dziewczyny w sukienkach, spódnicach.. Msza i uroczystość inauguracji nowego roku szkolnego. Następnego dnia mieliśmy zacząć naukę tak jak wszyscy pozostali uczniowie w ok. 28 tys. innych szkół, ale jednak świadomość że jest się w tak nietypowym miejscu nie dawała spokoju.  

Zaczęła się nauka, trzeba było się wziąć w garść i przyłożyć, na początku luzik, mieliśmy wystarczająco czasu na wszystko, potem zaczęły się treningi musztry i śpiewu do ślubowania. Zbliżał się dzień kiedy mieliśmy się stać oficjalnie uczniami tego Liceum. Przyszedł dzień wydawania sortów mundurowych... Spodnie, koszule, olimpijka, furażerka.. Mundur wisiał na wieszaku na drzwiach szafy a ja patrzyłam na niego zafascynowana. Na uroczystość pożyczyłyśmy od koleżanek- absolwentek ze Szkoły Oficerskiej spódnice, ponieważ nie dostajemy ich z magazynu, a na uszycie było zbyt mało czasu.  


I w końcu wielki dzień 8 listopada- nasze ślubowanie. Cały nasz rocznik, odstawiony w nowiutkie mundury, wyszedł przed internat i zaczęło się. Baczność! W dwuszeregu frontem do mnie zbiórka. Do dwóch odlicz. W czwórki w prawo zwrot. Za mną marsz. ...pamiętam jak dziś, kiedy paradnym krokiem, dumnie prężąc pierś maszerowaliśmy przez garnizon do kościoła. Po mszy znowu przemarsz, tylko tym razem do Klubu Uczelnianego, gdzie w sali kinowej powitał nas Dyrektor. Wmaszerowaliśmy na scenę i odmówiliśmy rotę przysięgi: "Ja, uczeń Ogólnokształcącego Liceum Lotniczego...". Potem przy akompaniamencie orkiestry wojskowej odśpiewaliśmy Marsza Lotników i jeszcze dwa utwory.  




Dzień ślubowania zapadł mi szczególnie w pamięci. Podniosły nastrój, rodzina, a przede wszystkim własny mundur, o którym od dawna marzyłam... Spełnienie marzeń, PO PROSTU!

 W tym poście to byłoby na tyle, pojawi się jeszcze kilka notek o moim "dęblińskim" życiu, bo bardzo chce się z wami nim podzielić.



5 komentarzy:

  1. Wow,pierwsze słyszę o tej szkole :) Gratuluje ci bycia jedną z niewielu przyjętych dziewcząt,to powód do dumy. Chociaż jesteśmy w tym samym wieku to ja jednak nie wyobrażam sobie siebie w tego typu placówce,dnia bym nie przeżyła,haha.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam kiedyś dostać się do SP. ale plany nie wypaliły, do tego mam chorobę lokomocyjna :( powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem od ciebie o rok starsza i bardzo cię podziwiam :) Ja niestety nie wytrzymałabym w takiej placówce, jestem mięczakiem :D
    Mój chłopak z kolei chce się wybrać do oficerki w Szczytnie. Ja będę 'tylko' germanistką ;)
    Z resztą nie wiem jak ja bym wytrzymała bez malowania paznokci. Teraz, bo w gimnazjum miałam srogi rygor i nic oprócz odżywki nie mogłam na nie kłaść, rzadko się zdarza, że mam niepomalowane :)

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW, fantastycznie! Masz wspaniałe marzenie i to takie super, że je spełniasz! Chętnie poczytam na ten temat więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że niedaleko mnie teraz mieszkasz :) Świetne jest to, że spełniasz swoje marzenia :)

    OdpowiedzUsuń